Etykiety

wtorek, 6 lutego 2018

Jeff Kinney (+il.) "Dziennik cwaniaczka. No to lecimy"


Jeff Kinney (+il.), Dziennik cwaniaczka. No to lecimy, tł. Joanna Wajs, Warszawa „Nasza Księgarnia” 2017

Święta, choinka, ciepły kocyk, prezenty, śnieg – do takich znanych atrakcji przygotowuje się Greg. Niecierpliwe oczekiwanie przeplatane z katastrofami w czasie przygotowań przerywa wiadomość od rodziców: wyjeżdżają na święta do tropików. Jakby złych wiadomości było mało okazuje się, że podróż ma być ich prezentem, więc prezentów nie będzie i mają lecieć samolotem, co Grega jako przeciwnika zamykania go w małej przestrzeni i do tego w powietrzu nie cieszy. Później jest już tylko gorzej. Spokojne przygotowanie świąt sprawiało Heffleyom wielki problem, a wycieczka okaże się naszpikowana samymi niebezpieczeństwami i niemiłymi doświadczeniami, które zaczynają się tuż po puszczeniu domu. Jazda na lotnisko w korku, kiedy każda minuta do odlotu jest ważna sprawia, że rośnie napięcie. Kiedy już docierają na lotnisko i mogą spokojnie odsapnąć, że zdążyli okazuje się, że wypakowanie bagaży z samochodu i wejście do portu to już wyższa szkoła jazdy. Rozdzielenie się członków rodziny nie zmniejsza ich pecha, ale wydaje się wręcz zwiększać. Wyścig z czasem na lotnisku, nieprzyjeżdżający autobus, który ma zabrać z parkingu do portu, kolejki, przeszukiwania, nadbagaż i kiedy już wszystko jest dobrze i można lecieć na wymarzone wakacje (a raczej święta w tropikach) okazuje się, że samolot się spóźnia. Złe warunki atmosferyczne fundują im kilkugodzinne oczekiwanie. W samolocie wcale nie jest lepiej. Pech bardzo skutecznie prześladuje Grega. Siedzenie w czasie lotu między rodzicami niemowlaka nie należy do miłych atrakcji. Maraton przeżyć kończy się dotarciem do Isla de Corales, gdzie Heffleyowie wydają się uczestniczyć w konkursie na największych pechowców w kurorcie: nie mogą spokojnie zjeść, wyspać się, a do tego gdzieś zginęła ich walizka z rzeczami i… mają tylko parę rzeczy, które upchali do bagażu podręcznego. Atakująca ich zewsząd egzotyka sprawia, że stają się ofiarami jaszczurek, ptaków, pająków, a nawet najbardziej jadowitych ameb. Do tego okazuje się, że wszystkie reklamowane przez kurort atrakcje zostały już zarezerwowane, a im pozostaje cieszenie się własnym, bardzo pechowym, towarzystwem. Kiedy mamie cudem udaje się załatwić przejażdżkę na bananie czy nurkowanie przy rafie koralowej wiemy, że to nie może skończyć się dobrze. Cały pobyt kończy się wyrzuceniem rodziny z kurortu oraz pościgiem ochrony. A wszystko przez to, że Heffleyowie są mistrzami pakowania się w tarapaty.

We wszystkich tomach „Dziennika cwaniaczka” akcja mknie niczym pociąg pośpieszny (oczywiście nie w Polsce), a wydarzenia nieuchronnie następują po sobie niczym w dominie: jeden przewrócony klocuszek powoduje prawdziwą lawinę zdarzeń, które jedynie może zatrzymać przewrócenie się wszystkich.

Całość napisano w formie dziennika wzbogaconego ilustracjami. W poszczególnych akapitach pierwszoosobowy narrator (Greg) przeskakuje z tematu na temat, co sprawia, że lektura jest bardzo interesująca i wciągająca. Zdania w stronie czynnej, duża dawka humoru – to wszystko sprawia, że kolejny tom „Dziennika cwaniaczka” wciąga od pierwszych stron i po przeczytaniu jednej części nie sposób nie sięgnąć po kolejne, dlatego zdecydowanie polecam wszystkim młodym czytelnikom, którzy uważa, że książki są nudne. Tu nie ma czasu na znudzenie. Akcja galopuje, do tego kolejne wydarzenia okraszone prostym humorem sytuacyjnym sprawiają, że lektura zdecydowanie poprawia humor.

Fabuła każdego tomu zawsze ma temat przewodni. Raz są nim wakacje, innym razem święta, nauka w gimnazjum, relacje z rodzeństwem, twarde wychowanie, dojrzewanie, konsekwencje złych czynów, pierwsze związki, rodzinne wyprawy czy kult przeszłości rodziców. Niedługie nakładające się na siebie scenki wprowadzające kolejne elementy napięcia i kończące się zabawnym rozwiązaniem sprawiają, że lekturę czyta się bardzo szybko i z zainteresowaniem. Aby dodatkowo urozmaicić czytanie w książce nie zabraknie elementów komiksowych, dzięki czemu sięgają po nią również przeciwnicy spędzania wolnego czasu z książką.

"Dziennik cwaniaczka. No to lecimy" to lektura doskonała do czytelników powyżej czwartego roku życia. Niewinna fabuła kryje w sobie wiele prawd, nad którymi można rodzinnie dyskutować, a do tego rozbawi zarówno dzieci, jak i dorosłych, a opornych czytelników zachęci do czytania. Książka ma tak duże powodzenie, że powstają kolejne tomy, wznowienia, tłumaczenia, a nawet filmy o przygodach pechowego Grega. Zdecydowanie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz